Kobiety i biznes w Azji - czyli o robieniu kariery przez płeć piękną w egzotyczno-orientalnym kontekście.

Prawie 9 lat spędziłam w Azji, głownie w Indonezji i Japonii. To bardzo nietypowe kraje dla polskich menedżerów, nie spotkałam tam ich zbyt wielu, a szczególnie dla kobiet.

Na pierwszy rzut oka moje dwa nowe domy nie były zbyt otwarte dla pracujących pań. Przecież Indonezja to muzułmanie, więc wiadomo, z jakim wizerunkiem mamy do czynienia, a co do Japonii to wszyscy zapewne słyszeli o ich bardzo konserwatywnym podejściu. W końcu żona po japońsku to dosłownie „kobieta w domu” i tak ma być.

Zacznę od Indonezji, która jest krajem muzułmańskim, ale islam ma tam odmienne oblicze w stosunku do tego, które znamy z Półwyspu Arabskiego. Kobiety przeważnie nie zakrywają się, jeśli tego nie chcą i jest to najczęściej ich osobisty wybór lub tradycja rodzinna. Wiele kobiet chodzi ubranych po zachodniemu, bez czadorów, chust i tym podobnych.

Niezależnie od ubioru, w ich tradycji możliwość pracy jest z reguły konsultowana z mężem, jeśli go posiadają rzecz jasna. Jest to wyrazem szacunku względem niego i demonstracją posłuszeństwa, tak istotnego w tej religii. Komunikacja ze współmałżonkiem była tematem licznych porad dyskutowanych w trakcie kobiecych spotkań networkingowych. Ćwiczyłyśmy z Indonezyjkami scenki rodzajowe, jak rozmawiać z mężem o przyjęciu wyższego stanowiska, które na przykład może wiązać się z podróżami i większą ilością obowiązków. 

Dla osoby wychowanej w zupełnie innej kulturze było to unikalne doświadczenie i wymagało pewnej delikatności oraz zrozumienia lokalnego kontekstu. Doradzałyśmy dziewczynom, aby skoncentrowały się na korzyściach finansowych i poprawie jakości życia ich rodzin. To bardzo obiektywne argumenty. Szczęśliwie wiele z nich dobrze kalkulowała i jednak rezygnacja z drugiego dochodu nie miała sensu. Indonezja zapewnia też cały sztab gospoś i niań, które mogą pomóc w prowadzeniu domu i opiece nad dziećmi, za niezbyt wygórowane stawki. W tym kraju rodzinę oraz spokój i radość życia stawia się absolutnie na pierwszym miejscu. Zdarzały się sytuacje, w których pomimo ewidentnych korzyści finansowych kobiety nie decydowały się na karierę. Przytoczę rozmowę z pewną panią, która miała mały biznes dystrybucyjny. Kiedy ją spotkałam, zauważyłam, że w tym regionie, gdzie mieszkała miała jeszcze spore możliwości rozwoju. 

Zaproponowałam jej, żeby może zrobiła to i tamto, aby biznes rozwinąć. Popatrzyła, posłuchała (a mówiłam już wtedy dość dobrze po bahasa indonesia, więc zrozumiałyśmy się) i powiedziała mi „Ibu cukup”. To znaczy: „Proszę pani wystarczy.” Rozwinęła to potem mówiąc, że woli spędzić czas z rodziną, niż gonić za pieniądzem, a im wystarcza to co zarabiają. Zarabiała 200 dolarów miesięcznie. 

Większość kobiet, które spotkałam były jednak bardziej zdeterminowane i chętne do zrobienia kariery. Poziom wykształcenia odgrywał tutaj rzecz jasna rolę, ale czasami widoczne były również różnice pomiędzy poszczególnymi grupami etnicznymi, a jest ich w Indonezji nie mało. Bardzo lubiłam pracować z dziewczynami z Bataków. To niezwykła grupa z Sumatry. Bardzo łatwo ich rozpoznać w biurze – są głośni, prawie krzyczą, mają zdanie na każdy temat i nigdy się nie poddają. To potomkowie wojowników o niezwykle mocnych charakterach.

Jednak dwie najważniejsze dziewczyny w moim zespole to były Jawajki, muzułmanki, każda z nich posiadająca po troje dzieci (za zgodą jednej z nich publikuje nasze wspólne zdjęcie). Myślę, że niektórzy z was mogą być tym zaskoczeni, bo taka charakterystyka nie kojarzy się natychmiastowo z biznesem i karierą wśród kobiet, nieprawdaż? „Moje” dziewczyny cały czas wspinają się do góry w hierarchii korporacyjnej, a ja im w tym kibicuję i wspieram, jak mogę, bo absolutnie na to zasługują. Są kompetentne i mają niezwykłe zdolności przywódcze. Jednocześnie pozostają osobami o wielkim sercu i dużej skromności, a są to cechy szczególnie ważne w kulturze indonezyjskiej.

Generalnie mam olbrzymi podziw do wszystkich kobiet w Indonezji, są mądre, pracowite, niezwykle zaradne i skromne. Jak w wielu krajach świata rzadko dostają się na najwyższe szczeble zarządzania, ale nie jest to niespotykane. Indonezja miała kiedyś kobietę prezydenta kraju. Dokonała tego, jako pierwsza w muzułmańskim świecie.

Brak ogólnie rozumianej przebojowości jest chyba największym ich problemem. Zwłaszcza, że większość menedżerów wyższego szczebla decydujących o ich karierach to mężczyźni, a wobec nich muzułmańskie dziewczyny zachowują duży dystans. 

O ile Indonezja może zmienić na korzyść postrzeganie robienia kariery zawodowej wśród kobiet w kontekście islamu, o tyle Japonia znacznie bardziej zaskakuje. Tu rzecz ma się inaczej. Dużo gorzej. W Kraju Kwitnącej Wiśni zderzają się ze sobą dwa problemy – z jednej strony presji społecznej, która nakazuje kobietom zajęcie się domem i rodziną, a z drugiej strony brakiem jakiegokolwiek wsparcia ze strony „systemu” (instytucje, firma, mąż). W takim układzie kobiety pozostawione są samym sobie.

Bardzo często wychodzą za mąż, rodzą dzieci i zostają w domu. W Tokio na przykład brakuje żłobków i przedszkoli. Nie ma gdzie zostawić dzieci. Nie istnieje instytucja niani i nie jest to dobrze widziane, aby powierzać dzieci obcej osobie. To się nie zdarza. Dziadkowie czasami angażują się w pomoc, ale często są poza miejscem zamieszkania i wtedy nie mogą się włączyć w wychowywanie wnuków. Trzypokoleniowe rodziny mieszkające pod jednym dachem były jeszcze w latach osiemdziesiątych częste w Japonii, a teraz są rzadkością. 

A mąż? Nie wygląda to dobrze. Wielu z nich to tak zwani „salarymen”, czyli pracownicy biurowi. Słynni panowie, ubrani zawsze w czarne garnitury i białe koszule, których często oglądamy na zabawnych filmikach youtube o Japonii. Wieczorami siedzą lub podsypiają w pracy, jedzą kolacje na mieście i zmordowani wracają do domu późnym wieczorem, gdy żona i dzieci już śpią. Niestety nie upraszczam sprawy, w wielu domach tak właśnie jest. Podział obowiązków domowych w Japonii jest absolutnie nierówny, a tatusiowe mało obecni w życiu codziennym rodziny.

Być może są wśród was czytelnicy Murakamiego? On odnosi się do tego problemu w swoich książkach, w których bohaterowie nie znają swoich ojców, to znaczy znają ich tylko z widzenia, pomimo mieszkania pod jednym dachem.

Miałam taki oto konkretny przypadek u mnie w zespole. Jedna z moich najlepszych menedżerek, piekielnie inteligentna po prestiżowym Uniwersytecie Tokijskim urodziła dziecko i po urlopie macierzyńskim wróciła do pracy. Mniej więcej po roku chciała odchodzić, aby zostać w domu z dzieckiem. Teściowa zaangażowała się w pomoc i przyjeżdżała z innego miasta. Mieszkanie było jednak bardzo małe, teściowa nie miała swojego pokoju, co utrudniało życie codzienne. Tak ja wiem, przebywanie z teściową pod jednym dachem może stresować nie tylko w Japonii, ale tam dziewczyny nie mają często innego rozwiązania.

No cóż bycie kobietą, szefem nie jedno oblicze ma i zaczęłyśmy kombinować, co może zrobić, aby nie musiała rzucać pracy. Wykombinowałyśmy zamianę mieszkania na o jeden pokój większe (mieszkanie było wynajmowane). Hurra, pomysł przyjął się, teściowa dostała swój pokoik, a jak zachowałam świetnego pracownika. Yes!

Półtora roku później zaszła w drugą ciążę i mąż kategorycznie poprosił ją, aby została w domu. Kombinowałam dalej, ba nawet dałam jej namiary do kilku niań, z których korzystają ekspatowskie kobiety. Wyliczyłam, że nie opłaca jej się rzucać pracy, bo niania będzie kosztować mniej. Nic to nie dało.

Jedna z najzdolniejszych menedżerek, jaką spotkałam przez ponad 20 lat pracy zawodowej zrezygnowała z kariery. Podejrzewam też, że zarabiała więcej od męża. Tego nikt nie brał pod uwagę. Presja społeczeństwa i rodziny była większa, niż korzyści finansowe. Moje nieśmiałe sugestie, że może mąż mógłby włączyć się bardziej w opiekę nie były nawet rozważane.

Jak się później dowiedziałam wiele Japonek nigdy nie prosi mężów o pomoc. Bo sprawa mężczyzny to zarabiać kasę, a kobiety zajmować się domem. I pomimo, że ona też pracuje to jednak ona ma wszystko ogarnąć. Tradycja ponad wszystko, więc w domu nie podejmuje się nawet tego tematu.

Są kobiety, którym ewidentnie ten układ odpowiada. W obecnej tradycji japońskiej to kobieta zarządza budżetem domowym. Przejmuje kontrolę nad pensją męża wydzielając mu miesięczny „allowance” – kieszonkowe na jego potrzeby. Rodziny są przekonane, że to najlepsze rozwiązanie. Gospodarne Japonki zabezpieczają pieniądze na przyszłe potrzeby związane z kosztowną edukacją dzieci lub po prostu na starość. 

Więc de facto to ona ma kasę, do tego jest w domu z dzieckiem i ma dookoła grupy koleżanek o podobnym statucie. Wiele z nich to bardzo satysfakcjonuje i nie myślą o życiu zawodowym. Szukają jak najlepszych kandydatów na męża pod kątem ich pracodawcy. Duże japońskie korporacje wciąż gwarantują stabilną pracę i pewne dochody. Męscy pracownicy tych firm są najbardziej pożądani na mężów.

Zdecydowana większość Japonek, które poznałam i które doszły do najwyższych stanowisk w korporacjach lub w rządzie to jednak kobiety bezdzietne. Dwie z nich, które mogłam bliżej poznać i otworzyły się przede mną powiedziały, że musiały poświęcić sprawę posiadania dzieci na rzecz kariery. Nie umiałyby ani organizacyjnie, ani kulturowo pogodzić tych dwóch spraw. 

Poza tym, aby dojść wysoko muszą ostro walczyć o swoje. Wiele japońskich firm jawnie dyskryminuje kobiety. Nie tylko płacą mniej, ale w antycypacji jej zamążpójścia i zostania matką nie szkolą jej, nie awansują i tak dalej. Bo po co, jeśli i tak odejdzie. Dziewczyny chętne do zrobienia kariery muszą pokazać z ogromną determinacją, że im na tym zależy, że zostaną dłużej w pracy, że pójdą ze wszystkimi na „nomikai” czyli wieczorne spotkania po pracy (czytaj „popijawy”) i tak dalej.

Japonia w rankingach typu „women empowerement” jest na dole listy, wśród mało rozwiniętych krajów afrykańskich. Niestety jest to zasłużona lokata dla tego, jakże pod innymi względami, rozwiniętego kraju. Kobiety nie walczą o swoje prawa tak zdecydowanie jak w Polsce. To nie jest w ich naturze. Ład społeczny, harmonia czyli słynne japońskie „wa” tutaj ma też swoje odzwierciedlenie. Skoro od stuleci tak jest, to zmiana, jeśli nawet jest pożądana nie powinna nastąpić zbyt gwałtownie.

Na moje wszelkie sugestie organizowania się w grupy i takiej trochę rebelii, jak to my Polki potrafimy, kobiety w Japonii patrzyły na mnie z politowaniem, a może i ze strachem. Nigdy nie udało mi się zorganizować tam grupy networkingowej na wzór tej z Indonezji. Jako cudzoziemka dostałam jasny przekaz, że za mało jestem zorientowana w kulturze, aby mieszać się w te sprawy.

Trzymam kciuki za te dziewczyny. Kobiety są siłą Japonii, inteligentne, kreatywne, znające obce języki są niewykorzystanym skarbem tego kraju. Rząd to wie, ale konkretne kroki, aby im dopomóc są niewielkie lub powolne.

Wieloletni mieszkańcy tego kraju powiedzieli mi, że jednak jest lepiej niż było. I rzeczywiście według statystyk coraz więcej kobiet pracuje zawodowo. Często jest to jednak praca na niepełny etat, bo mężowie nadal nie dzielą się obowiązkami, pozostawiając wszystkie domowe, czy szkolne sprawy na głowie kobiety (zaangażowanie rodzica w szkołę jest olbrzymie w Japonii i bardzo specyficzne, to temat na oddzielny essej). Nie ma znaczącego postępu w reprezentacji kobiet na najwyższych stanowiskach olbrzymich japońskich koncernów. Jest problem z awansowaniem kobiet. Więc postęp może jest, ale moim zdaniem niewystarczający. Być może potrzebna jest zmiana pokoleń. 

Ciekawi was, czy ja miałam problemy w Japonii? Nie. Nas cudzoziemców traktuje się inaczej, z większą wyrozumiałością. Poza tym pracowałam dla międzynarodowej korporacji, która sprawę równości płci traktuje priorytetowo. Japońscy współpracownicy, mężczyźni rozumieją, że Japonia  i świat różnią się bardzo w tym aspekcie. Szanowali to, a nawet myślę, że w ciszy podziwiali, jaki postęp zrobiliśmy w tym temacie. Życzę również Japonii szybkiego progresu w tej dziedzinie. Oby w opisanych wcześniej rankingach dogonili muzułmańską Indonezję, która jest znacznie wyżej sklasyfikowana, powyżej średniej światowej. Ekonomicznie te kraje dzieli przecież przepaść, ale jak widać bogactwo nie ma tutaj nic do rzeczy.

Z miłością,

Joanna

P.S. Dowiedziałam się niedawno od serdecznego znajomego Polaka, wykładowcy historii Japonii w Tokio, że kobiety miały kiedyś dużo lepiej. Jedną z pierwszych kobiecych powieści napisała Japonka już w X wieku. Wąsko zdefiniowaną rolę kobiet wprowadzili wieki później samurajowie. To oni narzucili zasady posłuszeństwa. A przy okazji niedawnej zmiany cesarza dowiedziałam się, że dopiero około 200 lat temu zmieniono zasady i córki nie mogą dziedziczyć tego tytułu. Kiedyś Japonia miała kobiety-cesarzowe. Zadziwiające, prawda? No ale, ten kraj zaskakuje, nieustannie.

Portal inspirujący i dzielący się wiedzą w celu tworzenia dobrej atmosfery w pracy z empatycznymi, świadomymi liderami, którzy potrafią skutecznie radzić sobie w zmieniającym się świecie.